Obserwatorzy

niedziela, 22 kwietnia 2012

Wyniki konkursu :-)

AGATA:
Czujecie wiosnę w powietrzu?
Bo ja bardzo. Właśnie wróciłam ze spaceru z psem: wiosenny deszczyk, zapach świeżej, mokrej trawy, łagodny wietrzyk, to wszystko nastraja mnie bardzo, bardzo pozytywnie do świata :-) Tym bardziej szczęśliwa jestem, że mogę dzisiaj zrobić komuś prezent w postaci książki Frischa Maxa 'Homo Faber' :-)))
Pod postem jest 23 wypowiedzi, co mnie zaskoczyło bardzo pozytywnie, dlatego nie przedłużając, ta-dam:



Zwycięzcą jest  tikichomiktaki :-))) Proszę zatem od adres na warkoczpokolen@gmail.com , pod który będę mogła wysłać książkę :-)
Dziękuje Wam bardzo za zabawę. Dzięki niej masę nowych blogów, wylądowało w moich obserwowanych i obiecuję, że będę do Was regularnie zaglądać.
Pozdrawiam serdecznie i gratuluję.

piątek, 30 marca 2012

Nikt nie wydaje się bardziej obcy niż ktoś, kogo się kiedyś kochało...

Zaczynając naszą wędrówkę po książkach, pragniemy przystanąć przy twórczości Remarqu'a i chyba jego z najbardziej znanych powieści 'Łuk triumfalny'.
Akcja rozgrywa się na przestrzeni roku w Paryżu, tuż przed wybuchem II Wojny Światowej. Główny bohater, wybitny chirurg, w średnim wieku, Ravic, jest uchodźcą z Niemiec, pod przybranym nazwiskiem ukrywającym się przed represjami gestapo. Ma przyjaciół, ma wrogów, ma życie wewnętrzne, żyje z dnia na dzień, nie troszcząc się o jutro. I jak to zwykle bywa w książkach: spotyka na swej drodze fascynującą kobietę, Joannę oraz byłego oprawcę, gestapowca Haakego...

Agata: Zatytułowałyśmy dzisiejszy wpis właśnie cytatem z 'Łuku triumfalnego'. I choć w powieści prawie co drugie zdanie, to sentencja, to jednak to jedno zdanie najbardziej mi w pamięci utkwiło, może przez jego uniwersalność...

Krystyna: Generalnie uwielbiam u Remarqu'a to, że prócz ciekawej historii, przekazuje nam też prawdy życiowe, które możemy przyjąć jako swoje lub odrzucić, ale nigdy przejść obok nich obojętnie. Szczególnie dużo pisze o miłości, no, ale jak się oprzeć jego bohaterom? Która z nas nie kochała się w doktorze Ravicu?

Celina: To prawda...

Agata: Nie prawda!!! Ja się nie kochałam! Rozchwiany emocjonalnie filozof, uparcie zmierzający do zatracenia... Bo chcę podkreślić już teraz, że zakończenie mnie w pewnym sensie zaskoczyło. Byłam pewna, że książka skończy się samobójstwem Ravica, a nie śmiercią Joanny! Joanny nigdy bym nie podejrzewała o śmierć.

Celina: Nie mogę się zgodzić. Joanna to typowa femme fatale. Cokolwiek robiła, robiła to całą sobą... Tacy ludzie nie żyją długo...

Agata: Oj, babcia, babcia... Mamy XXI w. i twoja femme fatale, to dzisiaj typowa hedonistka, która chce się bawić, błyszczeć i nie myśleć o problemach. Przyznaj, ze Joanna właśnie taka była...

Krystyna: Pragnęła miłości...

Agata: Nie! Pragnęła uwielbienia, tylko uwielbienia! Była prosta i przeciętna.

Celina: W prostej i przeciętnej kobiecie nie zakochał by się taki mężczyzna jak Ravic...

Krystyna: Sama, Agatko, nazwałaś go filozofem... To był zbyt skomplikowany umysł, by dać się ogarnąć komuś o prostej konstrukcji wewnętrznej.

Agata: A wy nigdy nie kochałyście kogoś, kto na pierwszy rzut oka wcale do was nie pasuje? Ravic chciał być nieszczęśliwy... Jako człowiek wykształcony, oczytany, z doświadczeniem i wyobraźnią, musiał wiedzieć jakie konsekwencje niesie związek z Joanną... Nawet, zdaje się, ze sam o tym wspomina, w rozmowie z nią...

Krystyna: Tak, mówi jej, że ona go opuści...

Agata: Widzicie? Wiedział! Ale nie zrobił nic! Bo żeby być szczęśliwym, trzeba sie napracować... A gdy się nie robi nic, można sie juz tylko nad sobą użalać. Myślę, ze to przynosi pewną satysfakcje i nadaje danej postaci głębi... Ale także patosu.

Celina: No, patosu nie da się pominąć... Pięknie się czyta te wszystkie wzniosłe dialogi, ale nawet za moich czasów nikt tak do siebie nie mówił. Jednak pamiętaj, ze jest to literatura piękna, a nie literatura faktu... One się rządzą zupełnie innymi prawami.

Krystyna: Ale zauważcie, ze Remarque równoważy nam patos i kwiecisty styl wypowiedzi, bardzo, powiedziałabym, naturalistycznymi opisami, np. operacji, czy zabójstwa Haakego przez Ravica.

Agata: Zagrał nam Remarque tą postacią na nosie... Haakego, jako oprawcę znamy ze wspomnień Ravica, gdy tym czasem sam Haake ukazuje nam się, jako jowialny, sprośny, wesoły jegomość... Przyznam, że i tym razem Ravic mnie zaskoczył. Myślałam, ze nie zniży się do poziomu swego oprawcy i jednak nie zabije Haakego.

Celina: W waszych czasach łatwo zapomnieć o krzywdach, gdyż żadna z was nie przeżyła wojny, nie przeżyła tortur, nie patrzyła na śmierć najbliższych z głodu, nędzy, z bólu… Nie wiecie, że w takich chwilach bezradność boli najbardziej, a bezradność upokarza… Nie wiecie, że zemsta może nie przynosi zapomnienia, ale powoduje, że wychodzimy z kręgu bezradności do czynu, przez co możemy iść dalej, bez oglądania się wstecz. Bez świadomości, że nic nie zrobiliśmy, że nie wykorzystaliśmy swojej szansy, by na nowo stać się człowiekiem czynu, a nie człowiekiem bezradnym.

Agata: Popierasz hasło: ‘oko za oko, ząb za ząb’?

Celina: Nie. Ale czasami nie ma innego wyjścia.

Agata: Nie chcę się sprzeczać na ten temat. Tak jak mówisz: wojny nie przeżyłam i żyje nam się dzisiaj o wiele łatwiej, bez obciążeń w formie wspomnień z frontu. I jakkolwiek ładnie Ravica usprawiedliwiłaś, to jednak w moim przekonaniu, nie zabił dlatego, by iść dalej z podniesiona głową, jako człowiek czynu… Zobacz, że on na każdym kroku się poddaje… Nie widzi żadnej drogi przed sobą. Myśliciel (jak już na początku powiedziałam: filozof), nie człowiek czynu.
Krystyna: Żeby dokonać czynu, trzeba to przemyśleć, a nie tak na hurra, spontanicznie, nerwowo. Przemyśl to <śmiech>. A co powiecie o calvadosie? Bo ja nabrałam smaka, czytając książkę.

Celina: Rzeczywiście, calvadosu jest tam więcej niż tego łuku triumfalnego. Miałam wrażenie, że oni ciągle piją…

Agata: Nigdy nie piłam calvadosu, ale kupię nam na weekend. Po alkoholu może będzie was łatwiej przekonać do mojego punktu widzenia.

Celina: Agatko, ale tu nie chodzi, byś nas przekonywała… Doskonale rozumiem twój punkt widzenia, ale zrozum, ze w tamtych czasach tak się żyło, jakby jutra nie było… Widmo wojny nad nimi wisiało. Można było, żyć tak, jakby się nadrabiało stracony czas, albo popaść w stagnacje bez planów na kolejny dzień.

Agata: Ale niektórzy chcieli żyć. Gdy był czas, uciekali do USA i zaczynali żyć od nowa. Tego nie mogę darować Ravicowi, tej pasywnej postawy wobec istnienia!

Krystyna: Może to był jego sposób na przetrwanie w tych czasach?

Agata: Tak myślę… wróżyłam Ravicowi śmierć samobójcza, ale jak wspominałam, zaskakiwał mnie tyle razy, ze jestem święcie przekonana, że wojnę przetrwał, wyjechał do USA, ożenił się i żył długo i szczęśliwie…

Krystyna: Mam taką nadzieję.

Celina: Zasłużył na to.

Agata: Ech…

Nie przypuszczałam, że tak trudne będzie spisywanie z dyktafonu naszej rozmowy, potem korekta i kłótnia przy korekcie, bo wiadomo: gdzie kucharek sześć, tam nie ma, co jeść :-)
Wyszło nieco chaotycznie, ale w przyszłości mamy zamiar opracować lepszy system dyskusji, ale jeszcze wiele kłótni przed nami do osiągnięcia doskonałości, weźcie więc to pod uwagę.
Liczymy na rozruszanie naszego bloga i zapraszamy do dyskusji. Szczególnie ciekawe jesteśmy Waszych przemyśleń o książce, jak Wy odbieracie postać głównego bohatera i jego postawę życiową, no i czy napiłybyście się z nim calvadosu? Bo my tak, ale nie równocześnie. Po co mężczyznę straszyć kłótniami międzypokoleniowymi? :-)
 
Pozdrawiamy serdecznie!

środa, 21 marca 2012

Konkurs / Rozdawajka / Candy

Agata: 
Szumnie się przywitałyśmy, po czym zamilkłyśmy :-) Ale tak to jest z babciami, że czasami chorują, a     bez babci, to prowadzenie bloga o postrzeganiu świata miedzy pokoleniami, jest bez sensu :-) Dlatego czekamy niecierpliwie na powrót babci do zdrowia (tym bardziej, ze święta wielkanocne się zbliżają, a kto lepi najlepsze pierogi, jak nie babcia?) i bierzemy się na nowo z blogiem za bary :-) Zresztą, coraz bardziej nam się tu podoba i gdyby nie choróbsko - nie opędzilibyście się od nas, bo czytamy, czytamy i czytamy, a do tego nie przestajemy trajkotać i dyskutować :-)
To tak gwoli wyjaśnienia i przypomnienia, że istniejemy i ciągle jesteśmy blogowo-aktywnie-myślące :-)
Dlatego postanowiłyśmy zaproponować konkurs-rozdawajkę, na różnych blogach tematycznych różnie się to nazywa, np. na blogach kreatywnych, gdzie też zaglądamy, jest to CANDY i my też przy tej sympatycznej nazwie zostaniemy.
Co do wygrania? Oczywiście książka:


Mamy zamiar ją zrecenzować w najbliższym czasie, ale póki co, podzielimy się nią. Na podstawie tej książki powstał film 'Voyager' ('91) z Samem Shepardem i Julie Delpy. I książkę i film gorąco polecamy :-)
A jakie zasady?
1. Candy trwa do 21 kwietnia do północy, na drugi dzień podamy wyniki losowania.
2. Prosimy o deklarację udziału w candy w komentarzu pod tym postem, a także podlinkowaną informację na swoim blogu (w pasku bocznym) o candy wraz z podana niżej miniaturką:


3. Candy jest otwarte dla wszystkich czytelników, także tych nieposiadających bloga. Zatem jeśli ktoś bez bloga chce wziąć udział, wystarczy w komentarzu wpisać swoje imię oraz adres e-mail.
4. Bardzo będzie nam miło, jeśli zostaniecie obserwatorami naszego bloga :-)

Myślę, ze zasady nie są zbyt wymagające, a nagroda przypadnie Wam do gustu :-)
Pozdrawiam wiosennie i serdecznie i liczę, ze szybko sie tu pojawimy w pełnym już składzie Warkocza Pokoleń :-)

wtorek, 10 stycznia 2012

Witamy :-)

         Powoli, bardzo powoli dojrzewałyśmy do tego, by stworzyć blog wielopokoleniowy, gdzie współczesność ściera się z tradycją, a ciasto z kruszonką pachnie zawsze tak samo pysznie, pomimo tego, że pierwszy raz powstało ponad pół wieku temu.

Babcia Celina: Dokładnie upiekłam je pierwszy raz w '46. W rocznicę zakończenia wojny. Jednak mam wrażenie, ze wtedy ciasta pachniały i smakowały dużo lepiej...
Wnuczka Agata: Może jednak zaczęłybyśmy od przedstawienia się... Jeśli już rozpętałyście tu wojnę o wybór zdjęć do bloga - wykorzystajmy je...

Taaaak, to była prawie wojna. Ani przedstawicielka średniego, ani starszego pokolenia, nie chciały pokazać aktualnych zdjęć, argumentując to złym PR :-) Zatem nasze zdjęcia będą mniej więcej z tego samego czasu... Z czasu, w którym każda z nas miała ok. 25 lat...

Babcia Celina:


'W rzeczywistości mam na imię Cecylia, ale od dziecka wszyscy zdrabniali to imię Cela i od tego powstała Celina, jaka skrócona wersja Cecylii. Urodziłam się w październiku 1932 roku i nigdy w swoim życiu nie przypuszczałam, że będę prowadzić 'pamiętnik' nie plamiąc przy tym palców atramentem z wiecznego pióra. Cóż życie idzie na przód, a wnuczka nie pozwala mi na pozostawanie w tyle w sprawach technicznych, choć szczerze mówiąc: na jakiej zasadzie działa internet - do tej pory nie rozumiem.
Urodziłam się w Warce, a młodość spędziłam w Baranowiczach (teraz to Białoruś), stamtąd też (okolice Nowogródka) wywodzi się moja rodzina od strony ojca. W niektórych biografiach Mickiewicza z okresu studiów w Wilnie, wśród przyjaciół naszego wieszcza, wymieniane jest nazwisko mojego przodka, ale to zupełnie inna historia i nie czas teraz na nią.
Miałam męża Gustawa, mam córkę Krystynę i wnuki: Agatę i Błażeja.
Na zdjęciu mam 28 lat'

Mama Krystyna:


'Cóż ja mam o sobie napisać... Jestem przede wszystkim matką szalonej dwójki: Agaty i Błażeja. Żoną Tadeusza. Wykształcenie ekonomiczne, ale dusza zawsze humanistyczna :-) Jako zodiakalna Ryba, zawsze mi bliżej do marzeń i snów niż do szarej rzeczywistości, może dlatego ziemniaki często są przypalone, a zupa za słona? :-) Choć nie, mąż zawsze się skarży, że nie dosalam potraw, jakby to był wielki problem sobie samemu już na talerzu odpowiednio doprawić... Ale logikę męską na razie zostawmy, bo nie chcę wyjść na kogoś, kto już pierwszego dnia blogowania, narzeka na męża :-)
Urodziłam się w 1960 roku w Zabrzu. Co moich rodziców 'przywiało' na Śląsk - może mama kiedyś sama tu opisze. Dość, że od urodzenia tu mieszkam i tu wychowuję swoje dzieci.
Na zdjęciu mam ok 23 lat'

 Córka Agata:


'Ja mam oczy piwne. W odróżnieniu do moich Przedmówczyń :-) Babcia - ma zielone, mama - szare, a ja piwne, po tacie. Zresztą generalnie jestem do taty podobna i niech tak zostanie :-)
Urodziłam się w '84, w Gliwicach. Jestem grafikiem komputerowym, pracuję w zawodzie, gdzie mogę się nieco artystycznie powyżywać :-) Nie mam męża i nie mam dzieci - jak do tej pory, na to się nie zapowiada. Kocham wszystko, co żyje, z akcentem na zwierzęta :-) Wegetarianka od dziecka, ale bez filozoficznego zaplecza - po prostu mama przypalała mięso i na wegetariankę siłą rzeczy mnie wychowała :-) Jeżdżę konno i staram się aktywnie spędzać wolny czas, np. gdzieś na szlaku w górach, ale nie gardzę dobrą książką, muzyka, filmem :-)
Zdjęcie sprzed 2 lat'

Witamy w naszym świecie babskich rozmów i sprzecznych postaw życiowych - może uda nam się dojść do konsensusu z Wasza pomocą tu na blogu?
Zapraszamy :-)